Nasza strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

Beskidy24 » Artykuły » GSB - Podsumowanie

GSB - Podsumowanie
"Kazek" - rower na którym przejechałem 267 km po beskidzkich bezdrożach  Fot.: Beskidy24.pl

Co warto zabrać a czego nie ?

To był jeden z niewielu wyjazdów na który w zasadzie nie zabrałem niepotrzebnych rzeczy. Może 2 dętki, których nie musiałem użyć były zbędnym balastem ale to przecież nigdy nie wiadomo…

Namiot
Można zastanowić się nad namiotem, który jest nie tylko ciężki ale zajmuje również sporo miejsca. Po 2-gim dniu wylądował zresztą przypięty jakimś cudem pod siodło w rowerze. W okresie lipiec-sierpień noce są jeszcze ciepłe więc można spać pod chmurką a jeśli nawet, można pokusić się o zwykłą pałatkę lub po prostu sam tropik z namiotu. Ja wybrałem komfort spania w namiocie więc miałem co wieźć na plecach (indywidualny wybór).

GPS
Na każdym wyjeździe mam go ze sobą. Tym razem nie tylko kilka razy wskazał mi dobrą drogę, którą np. w przypływie adrenaliny na zjeździe zgubiłem ale również służył jako licznik przebytych kilometrów na trasie. Mój rowerowy zegar wskazuje prędkość od 4 km/h a przy pchaniu pod górę nie zawsze chciało tyle być :-)

Wyżywienie
Rzecz niezbędna. Przy wyjeździe miałem blisko 1/3 plecaka o czym bardzo szybko przekonałem się pokonując Równicę a później Czantorię. W drugi dzień zjadłem niemal wszystko co ciężkie żeby tylko nie dźwigać. Stąd moja rada jest taka żeby jednak dokupować jedzenie według potrzeb po drodze (jest gdzie) aniżeli kupić wszystko naraz i nosić to przez te wszystkie dni.

Notebook
To rzecz, którą na pewno odradzam zabierać ze sobą. Waży dużo, jest nieporęczny i w zasadzie kompletnie zbędny, gdyby nie fakt, że codziennie dla Was, drodzy czytelnicy dostarczałem relację z drogi.

Dobry nastrój i pogoda ducha

Zawsze i wszędzie warto mieć ze sobą te 2 cechy. Mimo niepogody, trudów podejścia i innych, czasami kłopotliwych sytuacji zdarzających się podczas naszej wędrówki - pamiętajmy o celu naszej wędrówki !!

Statystyki
Koniec końców udało mi się pokonać odcinek z Ustronia do Rytra, który według pomiarów GPS wyniósł 247 kilometrów. 20 kilometrów dodatkowych wyniknęło z wycieczki z Lubania do Czorsztyna i Krościenka. W sumie 267 km.

Suma podjazdów wyniosła 9867 m. (czyli więcej niż Everest !!). Prędkość maksymalna 66 km/h, średnia prędkość podróży (czas jazdy + czas postoju) wyniosła 3,8 km/h, średnia prędkość ruchu to 6,9 km/h.

Z powyższych danych łatwo można wywnioskować że nie był to typowy przejazd na czas, raczej zwykła turystyka porównywalna z normalnymi przejściami pieszymi. Tak w istocie jest. Średnia dzienna odległość wyniosła bowiem niecałe 27 km. Cóż, na swoją obronę dodam tylko że wyjazd ten nie był traktowany przeze mnie jak zawody czy coś w rodzaju: im więcej tym lepiej. Celem był odpoczynek i pobyt wśród gór, natury i co często zdarzało się – sympatycznych ludzi.
Tym samym gorąco pozdrawiam osoby, które spotkałem na szlaku, z którymi miałem okazję porozmawiać, wypić herbatę czy kawę, posiedzieć przy ognisku, czy zjeść śniadanie.

Zachęcam Was do spróbowania przejścia/przejechania całego szlaku lub jego części - zawsze można próbować robić go odcinkami, zaczynając w miejscu gdzie poprzednim razem skończyliśmy. Mnie pozostała część Beskidu Sądeckiego, Beskid Niski i Bieszczady. Może więc w przyszłym roku, kto wie?...

Zapraszam do wybranej galerii zdjęć z wyjazdu, może nieco nietypowej... Miłego oglądania...:-)

Grzegorz
Beskidy24.pl

Data: 10 sierpnia 2008 Region: Beskidy

GSB - Podsumowanie


Przygoda i jeszcze raz przygoda! W tym jednym krótkim słowie zawarta jest cała treść 10-dniowego, samotnego wyjazdu na rowerze, którym udało mi się przejechać 267 kilometrów, część Głównego Szlaku Beskidzkiego z Ustronia do Rytra.

Przemierzając zakątki Beskidu Śląskiego, Żywieckiego, Gorców i Beskidu Sądeckiego zobaczyłem wiele fascynujących miejsc, poznałem wiele ciekawych ludzi, spotkałem starych znajomych. Było to coś nowego za każdym razem, mimo że niektóre miejsca znane mi już były z wcześniejszych wyjazdów. Z jednej strony czas naglił aby zobaczyć jak najwięcej, z drugiej strony chciałoby się poczuć pewne miejsca nieco mocniej i pozostać w każdym jak najdłużej.

Podsumowanie trasy

Zaczynając od Ustronia droga wiodła przez popularne miejsca (Równica i Czantoria) jednak jadąc o dość późnej porze dnia trasa ta była właściwie pusta. Wisłę widziałem tylko od czasu do czasu gdzieś w dole jadąc poprzez Soszów, Stożek, Kubalonkę.

Beskid Śląski
jak okazało się może być naprawdę przyjemnie. Na szlakach nie spotkacie zbyt wielu turystów – przyroda kwitnąca w tym okresie zaskakuje swym bogactwem na każdym kroku (mnóstwo słodkich borówek na całej długości szlaku). Za Baranią Górą w stronę Magurki Wiślańskiej obraz wiatrołomów i całkowitego wylesienia pewnych obszarów jest wielce przygnębiający. Nasuwa się stwierdzenie „Dbajmy o to co mamy” żeby nie doprowadzić do podobnego stanu, terenów, które są jeszcze zdrowe.

Beskid Żywiecki rozpoczął się w trakcie przemierzania odcinka z Węgierskiej Górki przez Abrahamów do prywatnego schroniska „Słowianka”. Polecam to miejsce na nocleg dla osób „robiących” GSB. Romanka, Rysianka, Hala Miziowa – miejsca obfitujące w nietuzinkowe widoki, gdzie czuje się już w pewnym sensie wysokość (długość podejścia, zjazdu, roślinność itp).  Poprzez Głuchaczki i tamtejszą bazę namiotową, która jest również dobrym i tanim miejscem na nocleg, udajemy się w masyw Babiej Góry. Idąc czerwonym szlakiem do Markowych Szczawin czuje się obecność najwyższej góry Beskidów. Samo zdobywanie szczytu zajmuje kilka godzin i pomimo że to już któryś raz z kolei, jest to jak zwykle ciekawe przeżycie (na zdobywanie Babiej Góry lepiej wybrać któryś z dni w tygodniu, nie weekend - sporo turystów).

Poprzez Pasmo Polic i Halę Krupową docieramy do Bystrej i Jordanowa. To najbardziej „miejski” odcinek szlaku, który przebiega traktem polno-ulicznym:-) Jest to jednak doskonała okazja do zaopatrzenia się w niezbędne produkty żywnościowe na dalszą część drogi i oferuje możliwość skorzystania z luksusu zjedzenia lodów czy pizzy.

Gorce
Po przejechaniu przez Zakopiankę widzimy już nieco inny krajobraz, usłane halami i polanami góry oznajmiają nam że jesteśmy w Gorcach. Nieco z tyłu, stromymi, lekko kanciastymi kształtami gór daje się rozpoznać Beskid Wyspowy. Gorce muszę przyznać były moim faworytem na tym wyjeździe. Naprawdę pięknie się tam „kręci”, miejsca na nocleg takie jak: Bacówka na Maciejowej czy Baza namiotowa pod Lubaniem na długo zapisują się w pamięci.

Beskid Sądecki
Nie dane było mi zobaczyć całego Beskidu Sądeckiego a jedynie jego połowę, od Krościenka nad Dunajcem do Rytra. Stanowi on jakby połączenie Gorców i Beskidu Żywieckiego, w jakimś sensie, tak przynajmniej ja to odebrałem. Nie byłem w uzdrowiskowych miejscowościach typu: Krynica czy Piwniczna, które to podobno Beskid Sądecki charakteryzują ale też nie tędy przebiega czerwony szlak.
Polecam koniecznie Chatę pod Niemcową – prawdziwy, góralski klimat w cenie 10 zł/nocleg !!

10 dni – tyle wolnego czasu posiadałem na Główny Szlak Beskidzki. To niewiele, ale żeby nie popaść w całkowity fatalizm sytuacji, postanowiłem pojechać rowerem żeby jak najwięcej zobaczyć, a więc...

Czy rower jest dobrym rozwiązaniem na tego typu wyrypę?
Nie jestem do końca przekonany. Gdyby tak móc jechać na lekko lub z naprawdę niewielkim plecakiem byłoby na pewno inaczej. Jednak jeśli chce się mieć wszystkie te rzeczy, które zwykle pakuje się na kilkudniowy wyjazd w góry (namiot, śpiwór, kuchnia etc.) to zaraz robi się z tego ponad 20 kg i litraż w okolicy 70-80 L co na rowerze bardzo, bardzo przeszkadza. Nie jest to tym samym waga do której można się przyzwyczaić. Prawda jest taka, że po 5,6 dniach zaczynają dość mocno boleć plecy i chyba ma to związek z innym ułożeniem ciała, wstrząsami itp. w stosunku do normalnego chodzenia, trekkingu. Sakwy, bagażniki raczej nie wchodzą w grę na tak trudnej trasie, więc pozostaje tylko zabranie mniejszej ilości rzeczy lub przy kilku-osobowej grupie rozłożenie rzeczy takich jak namiot, kuchnia na poszczególne osoby.

Sprawny rower to połowa sukcesu. Gdyby dodatkowo wystąpiły po drodze jakiekolwiek problemy z rowerem mogłoby być nieprzyjemnie. Tymczasem nie stało się dosłownie nic a jakby nie spojrzeć powinno, przecież tyle razy patyk wpadał w szprychy, klinował się w przerzutkach, wiele razy uderzyłem tylnim kołem w kamień że poczułem to na kręgosłupie:-) Nic. Nawet przysłowiowej „gumy” nie złapałem. Cała zasługa polega na odpowiednim przygotowaniu i dopasowaniu komponentów do tego rodzaju wyjazdu. Jest taki człowiek, który wie jak to zrobić najlepiej – Kazek !!
Jeśli tylko zamarzycie o podobnej, być może jeszcze bardziej nietypowej, bardziej ekstremalnej wyprawie rowerowej – polecam ten kontakt: kazek@beskidy24.pl


Galeria



Komentarze

 

  • dodano września 3, 2008 21:13

    Dodany przez: Damian , temat: Pozdrowienia od tych, z którymi przyszło Ci się spotkac na szlaku :+)

    Hej! W całej rozciągłości podpisuję się obiema rękami i nogami pod komentarzami dotyczącymi piękna Beskidów. Są to góry niesamowite i zachwycają krajobrazem. Z Panem Grzegorzem przyszło nam się spotkać trzy razy. Szliśmy bowiem GSB do Wołosatego ale się nie udało. Udało sie za to spotkać takich samych pokręconych pozytywnie ludzi jak my. Czyli, że ludzkość to nie tylko tępa konsumpcja. Pozdrowienia także dla towarzysza wyprawy... psa. Tylko nie pamietam jak sie zwał...

Księgarnia


Wszystkie prawa zastrzeżone Beskidy24.pl © 2009

Redesign i nadzór techniczny Cyber.pl © 2009